Film na weekend - POWIĘKSZENIE #6
Dziś propozycja filmu owianego legendą wśród fotografów. Bolesław Lutosławki w swojej "Alchemii portretu" wspomina: "Filmy o tym zawodzie takie jak Powiększenie (...) niczego mnie nie nauczyły" - niezbyt optymistycznie, ale skoro namaszczony przez Richarda Avedona polski fotograf nawiązuje do tego filmu to i ja musiałam go jak najszybciej zobaczyć. No i zobaczyłam - dwa razy...
Reżyseria: Michelangelo Antonioni
Scenariusz: Tonino Guerra, Michelangelo Antonioni
Głównym bohaterem filmu jest fotograf mody Thomas (David Hemmings), dość specyficzny typ charakteru - dla swoich modelek despotyczny, poza studiem radośnie podskakujący i robiący z siebie pajaca. Tak, pajaca :) Dużo w filmie komedii.
Film powstał w 1966 r. i klimat tamtych lat został dobrze w filmie pokazany.
Akcja filmu rozpoczyna się w studio podczas sesji modowej w czasie której poirytowany fotograf wychodzi na spacer. Najpierw jedzie do antykwariatu a potem, wesoło podskakując, udaje się do parku. Tam dostrzega zakochaną parę i zaczyna robić jej zdjęcia. Zauważa to fotografowana kobieta i błaga go aby oddał jej kliszę, na co fotograf się nie godzi. Później kobieta na wiele sposobów próbuje go przekonać do oddania zdjęć. Thomas czując, że coś musi być ważnego na filmie robi powiększenia zdjęć coraz to większe, aż w końcu zauważa morderstwo.
Filmweb ocenia Blowup na 7,9/10, czyli jest to wysoka ocena, a gatunek tego filmu określa mianem dramatu, choć w mojej ocenie dramatu to tu za wiele nie ma - za to więcej komedii np. akcja z antykwariatem, kiedy Thomas pytał o landszafty szczerze mnie rozbawiła. Jednak to za mało. Widziałam ten film dwa razy i muszę przyznać, że nie rozumiem jego fenomenu. Nawet zastanawiałam się czy w ogóle go polecać jako film na weekend, ale jednak polecę, bo to film kultowy! Od prawie 50 lat polecany przez fotografów fotografom. Różni się jednak od polecanych przeze mnie wcześniej filmów, głównie tym że tu, zgodnie z duchem lat 60-tych nie ma takiej wartkiej, wyrazistej akcji, odnosi się wrażenie, że wiele minut można by wyciąć i przyspieszyć znacznie "rozwleczenie" scen. Jednak widziałam trochę filmów z tamtego okresu i taki był trend kręcenia scen.
Z całą pewnością warto zaopatrzyć się w butelkę ulubionego wina, paczkę czekoladek, kogoś do towarzystwa i na sobotni wieczór - duch fotograficznych lat 60-tych - jak znalazł :)
A kiedy zobaczycie już film to napiszcie w komentarzach co sami o nim sądzicie, bo ja spodziewałam się po tak kultowym, owianym legendą filmie sporo więcej...
Mi się podobał, ale dla dzisiejszego widza może być zbyt nudny.
OdpowiedzUsuńMuszę zobaczyć go raz jeszcze. Myślę, że dany film trafia do każdego na innym etapie życia :)
Usuń