Warszawski Maraton Fotograficzny 2018 - wrażenia!
Hej :D
W ubiegłą sobotę, 5 maja, odbyła się pierwsza edycja Warszawskiego Maratonu Fotograficznego w Warszawie w wersji 12/12, czyli 12 zdjęć w 12 godzin. Maraton udało mi się ukończyć co jest już dla mnie wygraną. Cieszę się, że zrobiłam to, odważyłam się, pokonałam siebie i dobrnęłam do mety :D
Jeżeli jesteście ciekawi wrażeń prawie tuż po? to zapraszam :)
Jak to zwykle bywa na dzień, dwa przed wyjazdem do Warszawy ogarnęło mnie otrzeźwienie - gdzie ja się pcham??? W dodatku tak daleko mam 😮
Musiałam wstać o 4 rano, po 5tej już wyjść z domu, a po 6tej siedziałam już w pociągu. Spałam niecałe 4 godziny. Towarzyszył mi mój mąż, który taszczył toboły: walizkę, dużą torbę fotograficzną z gadżetami oraz statyw.
Na miejscu byliśmy po 9. Podróż z Katowic do Warszawy w pociągu intercity przebiegła bardzo wygodnie :)
Zbiórka FotoMaratończyków miała miejsce w Pałacu Kultury i Nauki. Tam też był start o godzinie 10tej. Uczestników maratonu było ok dwustu. Byłam przerażona. Odebrałam pakiet startowy i powtarzałam, że zawsze mogę zrezygnować i spędzić inaczej ten dzień. Pakiet startowy na pamiątkę już mam. Do tego momentu wypiłam dwie kawy i energetyka, ale ta mieszanka jeszcze nie działała ;)
W pakiecie startowym znajdowały się: bilet dobowy na komunikację miejską, woda, napój izotoniczny, batonik wegański (pyyyyszny!), nr startowy, kupon na darmową kanapkę/ciasto, i kawę/herbatę w kawiarni Green Cafe Nero, koperta z 10cioma zgodami na publikacje wizerunku, zniżka 60% na dowolny pakiet prenumeraty Gazety Wyborczej, a o wszystko dostaliśmy w materiałowej białe torbie z logo Maratonu Warszawskiego. Super pomysł z tą torbą :)
O 10tej otrzymaliśmy na karteczkach pierwsze tematy. Do tego momentu byłam gotowa zrezygnować, ale po zajrzeniu na karteczkę ucieszyłam się bardzo. Tematy okazały się łatwe i bardzo sympatyczne. Doznałam poczucia ulgi i z euforią wyruszyłam w miasto. Czas pokazał jak bardzo się myliłam....
A te tematy to:
1. WARSZAWSKI SZYK
2. KAWIARNIANA WARSZAWA
3. CODZIENNOŚĆ
4. AUTORSKA INTERPRETACJA NR STARTOWEGO
O jak fajnie! O jak łatwo!!! Cieszyłam się 😁
Tematy, jak się okazało, można było realizować w dowolnej godzinie, byle by jeden po drugiem wg ustalonej tematami kolejności. Błędnie myślałam, że jeden temat ma być w danej godzinie. Organizatorzy wyjaśnili, że jak ktoś chce to może zrealizować tematy nawet i po 21.00 wszystkie.
Także optymistycznie wyruszyłam wraz z mężem w miasto. Pierwszy temat znalazłam od razu. Więc tym bardziej morale mi urosły. Jednym z warunków maratonu jest to, że oddajemy gotowy jpg, którego w żaden sposób nie można poprawiać w aparacie. Także cały kadr musi być kompletny, a ewentualne ściany muszą być proste, no i oczywiście zdjęcie musi być dobrze naświetlone i ostre. Więc założyłam aparat na statywie i puchnąca z dumy nad samą sobą zrealizowałam pierwszy temat.
Zadowolona z życia wędrowałam przez Warszawę z poczuciem całkowitego luzu i oddałam się dodatkowo zwiedzaniu. Światło tego dnia było wybitne. Sytuacji fotograficznych z życia Warszawy całe mnóstwo, ale... nie mogłam robić dodatkowych zdjęć :( Tego dnia trzeba było skupić się wyłącznie na konkursie, ponieważ później trzeba było dokonać selekcji zdjęć i na karcie zostawić tylko 12 sztuk fotografii. Mimo, że aparat zapisywał zdjęcia na dwóch kartach oddzielnie, to i tak robiąc dodatkowe zdjęcia miałabym wtedy jeszcze więcej do ogarnięcia. Z bólem serca więc zrezygnowałam z ponadprogramowych zdjęć.
Wędrując więc przez Warszawę, bez zbędnej zwłoki, zgłosiłam się po odbiór kanapki i herbaty 😊Nie miałam w sumie wyboru, bo małżonek był monotematyczny 😒 Delektując się gwarem, słońcem, wietrzykiem bystrym niczym od morza, zażywałam tego pięknego dnia ile wlezie ;) Napojona i najedzona ruszyłam dalej w miasto, które pokazało, że niczego nie można być pewnym. Nagle "Warszawski szyk" zaczęłam dostrzegać wszędzie. Robiłam zatem zdjęcia na pierwszy temat dalej, olewając temat drugi. Niestety - kolejny błąd.
Kierowaliśmy się do punktu zbiorczego, który był na Wybrzeżu Helskim. O godzinie 14 mieliśmy dostać kolejne tematy. Na miejscu otrzymałam kolejną karteczkę oraz pieczątkę, która była przybijana w każdym punkcie na znak tego, że się te punkty zaliczyło.
Kolejne tematy:
5. AKTYWNIE NAD WISŁĄ
6. PRZYSZŁOŚĆ
7. ABSTRAKCJA
8. DZIELNICA WISŁA
W tym momencie właśnie uświadomiłam sobie, że jestem 3 tematy do tyłu a mam już kolejne cztery. Przestało się robić wesoło.... Popędziłam na Stare Miasto szukać motywów kawiarnianych. Wierzcie mi - chodziliśmy bitą godzinę po samym Starym Mieście i nic... totalnie nic się do mnie nie "uśmiechnęło" w tym temacie! Już myślałam, że nie dam rady i odpadnę. Aż nagle, kiedy już byłam pełna zwątpienia... zobaczyłam odpowiedni motyw. A zaraz po nim trzeci. I tak został mi czwarty temat.
To mi uświadomiło, że w tym Maratonie nie wolno zamulać. Ambicje trzeba trzymać na wodzy. Realizować temat, kiedy się go widzi i iść dalej. Nie szukać w nieskończoność kolejnych, lepszych ujęć. Nie mówiąc o tym, że po danym temacie nie można znowu zrobić zdjęcia na temat poprzedni, bo wówczas trzeba by było zacząć wszystko od nowa.
Około 15 pozostał mi temat czwarty - autorska interpretacja numeru startowego - a żeby było śmieszniej ze dwa tygodnie wcześniej dostaliśmy ten temat na maila i był czas, żeby się nad takim zdjęciem zastanowić. No i ja też myślałam... naprawdę.... Myślałam i myślałam i nawet zabrałam ze sobą jakieś gadżety typu ramki i nie tylko, ale będąc już na miejscu w Warszawie wszystkie te moje pomysły wydały mi się potwornie słabe. Musiałam wymyślić coś innego. Rany boskie jakie to było trudne. Straciłam na myśleniu kolejną godzinę. Była już 16sta. Szliśmy przez Warszawę, ja coraz bardziej zdołowana, aż nagle zobaczyłam to! Idealny motyw. Realizacja tego zdjęcia zajęła mi ponad godzinę kolejną. W opisie tego Maratonu pisze tak: "Z jednej strony jest to wysiłek fizyczny i walka z czasem, z drugiej natomiast trzeba wykazać się kreatywnością, spokojem i wizją. " - wysiłek fizyczny i walka z czasem? - myślę sobie w domu - Eeee tam.... co oni tam wiedzą! Jak będę odpowiednio kreatywna to wszystkie tematy machnę na jednym przystanku autobusowym.
Oj, nie idźcie tą drogą... 😬 Bardzo szybko pożałowałam zamulania, powolnego jedzenia kanapki, zwiedzania Warszawy, robienia jednego zdjęcia ze statywu pół godziny i wielu innych rzeczy, które złożyły się na moje nieogarnięcie.
Była godzina 17, a ja byłam cztery tematy w plecy, a kolejne cztery za moment miały być rozdawane.
Zaczął się wyścig z czasem. Bieg do kolejnego punktu zbiorczego na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Tutaj pragnę nadmienić, że całodobowy bilet, który dostałam w zestawie startowym, przydał się bardzo, a komunikacja miejska w Warszawie w Centrum i Śródmieściu jest po prostu genialna. Na tramwaj czekało się ze 3 minuty za każdym razem i fruu... jeździliśmy tak przez cały dzień. Bilet obejmował tramwaje, autobusy i metro. Rewelacja! I jedyny moment, kiedy można było usiąść na chwilkę. Wierzcie mi, ale nie było na czasu nawet się napić.
W tamtym momencie byliśmy już tak zmęczeni, a stopy piekły okrutnie, ale niosła nas adrenalina. Przed przyjazdem do Warszawy bałam się, że będę znużona, że o 21 to już nie będzie mi się chciało zrobić zdjęcia, że w połowie dnia będę mieć energetyczny kryzys. Obawy jednak okazały się zbyteczne, bo adrenalina nie tylko trzymała nas w pełni sil bojowych, ale jeszcze jakimś magicznym sposobem bardzo przyspieszyła czas, który wręcz musieliśmy ścigać, także o znużeniu i nudzie mogliśmy już tylko marzyć.
Dotarliśmy w końcu pod Centrum Nauki Kopernik, gdzie był kolejny punkt zbiorczy i kolejne tematy:
9. AHOJ!
10. HISTORIA
11. GWAR
12. ZABAWA
Ahoj! przeraziło mnie bez reszty, a jeszcze nie miałam poprzednich czterech tematów. Zauważyłam też, że niebezpiecznie szybko znikają mi kreseczki na wskaźniku baterii w aparacie. Naprawdę robiło się coraz bardziej nerwowo. Szukałam Aktywności nad Wisłą - wbrew pozorom to też nie było łatwe. Teren przy Wiśle rozkopany, wszędzie koparki, hałdy, taśmy, kołtun ludzi.
Bateria w moim aparacie miała jednak umrzeć. Nie ma w tym nic dziwnego - roztrzepanie to moje drugie imię. Nie wzięłam drugiej baterii mimo, że było to napisane w mailu, bo nawet sobie takowej nie kupiłam. Nie naładowałam w domu nawet baterii z lampy błyskowej - nie pytajcie gdzie miałam rozum 😝 Nie było więc innego wyjścia - ja udałam się w pogoń za zdjęciami a małżonek, mój zawsze wierny giermek, wyruszył w drogę po ładowarkę do baterii, która była nie gdzie indziej jak w zamkniętej w skrytce na dworcu walizce 😣 I znowu nie pytajcie dlaczego... Wiwat Głupota!
Na szczęście po ponad godzinie ja miałam brakujące zdjęcia a m. dotarł z ładowarką. W sumie nawet dość szybko się uwinęłam z zadaniami i został mi czas na przegląd zdjęć zanim m. wrócił. Jaki to jest stres spojrzeć na dzieło, którego się dokonało i mieć świadomość, że nic już nie można z nim zrobić. 😐Wzięłam się w garść, usiadłam gdzie stałam na ziemi i chłonąc siłę z natury jakoś przejrzałam te zdjęcia. Zostawiłam wstępny zbiór.
Brakowało jeszcze 3 tematów, a było już przed 20stą. Brak znajomości Warszawy nie pomagał. Uznałam, że największa szansa na wykonanie ostatnich zdjęć będzie na Starym Mieście.
I tak ponownie wyruszyliśmy z nad Wisły w kierunku Placu Prezydenckiego.
Na oparach baterii wykonałam zdjęcie na temat nr 10 i aparat już naprawdę sugerował, że zemrze. Musieliśmy znaleźć kawiarnie/restauracje/pub, w którym ktoś pozwoliłby nam podładować baterię. Na szczęście znaleźliśmy się przez Green Cafe Nero, która była organizatorem tego Maratonu Fotograficznego i w którym rano optymistycznie wszamaliśmy kanapkę (na pół rzecz jasna 😎). Na szczęście mogliśmy ładować. 40 min później wszyliśmy na miasto mając 45 min czasu na ostatnie dwa tematy.
Zrobiłam co było. Nie miałam już czasu na poprawki. Wybiła godzina 22.00 - koniec zdjęć!
Wszystkiemu winna kanapka...
Przyznam, że nie do końca jestem zadowolona z ostatnich dwóch tematów, jednakże jestem przeszczęśliwa, że udało mi się ukończyć Pierwszy Warszawski Maraton Fotograficzny i że odważyłam się pierwszy raz wziąć udział w takiej imprezie, że nie uciekłam, że nie odpadłam z przyczyn technicznych zależnych i niezależnych ode mnie, że wykonałam godny zestaw, którego nie ma mi wstyd, baa jestem z niego dumna, pomijając 2 ostatnie zdjęcia, a najbardziej ostatnie.
Ruszyliśmy w ostatnią pogoń do miejsca zgrywania zdjęć, czyli na Bulwar Karskiego. Tam zostałam złapana przed obiektyw i siłą zmuszona do zdjęcia pamiątkowego. Uciekałam, wyrywalam się - nic to nie dało - Panie miłe strzeliły mi fotę instaxem, którą to dostałam do ręki a dalej dobrzy ludzie przykleili ją na dyplom. TAK - otrzymałam pamiątkowy dyplom potwierdzający ukończenie maratonu. Jakaż byłam zadowolona z siebie 😁
Podsumowując - udział w Warszawskim Maratonie Fotograficznym to była przede wszystkim świetna przygoda, walka z samą sobą, wszystkie lata nauki ziściły się w tych 12stu zdjęciach, 4 tysiące kalorii mniej i przede wszystkim zdeptałam Warszawę za wszystkie czasy i zwiedziłam tyle, że sama z własnej woli tyle bym nie przeszła :D Teraz na pewno nie zgubię się w Warszawie i myślę, że o to w tym wszystkim chodziło - żeby zwiedzić Warszawę i dobrze się bawić, ale też gonić za świetnymi ujęciami, żeby później odczuć satysfakcję, że się dało radę :D
Pragnę tutaj podziękować mojemu wiernemu giermkowi za towarzyszenie mi, pomoc w trudach noszenia tobołków i w wielu innych sprawach ;)
Zdjęcia robiłam intuicyjnie to znaczy, że słuchałam bardziej swojego serca niż rozumu i przyznam, że bardziej myślałam o własnym zadowoleniu z nich niż o wygranej, bo też do wygranej nie pretenduję. Chciałam przeżyć przygodę i mieć super pamiątkę - 12 świetnych fotografii, które sobie teraz wydrukuje na własnej drukarce, oprawię w passe-partout i umieszczę w eleganckiej teczce, żeby te lata przetrwały. Na szczęście również intuicyjnie uparłam się, żeby nie przyklejać nr startowego do ubrania (przypięłam go szpilkami do plecaka) dzięki czemu mogę go sobie nakleić na teczkę :)
Przy okazji podczas tego wyjazdu na drugi dzień wykonałam też zdjęcia na stocki, zrobiłam reportaż z demonstracji KODu, zebrałam materiał na artykuły na tego bloga i opowieści do opowiadania - także ten wyjazd był niezwykle udany 😉
Zapewne wiele osób chcących wziąć udział w Maratonie, nie zgłosiło się na niego, bo wiadomo... to pierwszy maraton, nie wiadomo czego się spodziewać itd. Weźcie udział w przyszłym roku - to naprawdę było warte tego całego wysiłku - przeżycie niezapomniane :) I nie ma się czego bać! O ile ktoś nie zamula 😋
I na koniec mam anegdotkę :D Ewciu ze specjalną dedykacją dla Ciebie - celowo Ci tego nie opowiadałam, żebyś nie czytała samych powtórek w tym poście 😁
Wybiła 22.00 - to był znak, że już nic więcej nie da się zrobić i trzeba szybko pędzić na Bulwar Karskiego. Zdjęcia miałam już ogarnięte, 12 zdjęć na karcie, ale jeszcze w biegu i w tłumie liczyłam je po kolei rzucając na nie ostatnie oko. Wychodziłam z Placu Zamkowego i nagle poczułam, że koło mnie idzie jakiś facet (koło 60 lat) i cmoka z niesmakiem na każde zdjęcie, które wyświetliło się na ekraniku.
Kiedy wyłączyłam aparat mówi - Eeeee! kiepskie te zdjęcia! - patrzę na niego, a on - niech pani idzie tam (gdzieś), tam ma pani takie drzewo, niech pani zrobi to drzewo na tle Pałacu Prezydenckiego to będzie pani miała dobrą fotę! - a ja do niego - to niech pan sobie idzie i zrobi! Ja mam 12 tematów konkursowych, których muszę się trzymać! - a ten wyciąga telefon, grzebie w nim i mówi - niech pani spojrzy... - a ja - na nic nie będę patrzeć, bo nie mam czasu. Śpieszę się oddać zdjęcia - a on na to odbijając w bok do bramy - TO PANI SPRAWA! Niech pani pamięta, że ja pani świat uratowałem!
😵
Także mam kiepskie zdjęcia 😂
Trudno, zdarza się 😄
Pierwsze koty za płoty, za rok będzie lepiej LOL 😸
Pozdrawiam Wszystkich 😙
ps. mój zestaw 12 fotografii tutaj :)
Na ten post czekalam z zapartym tchem! Dzieki niemu poczulam atmosfere Maratonu, jakbym sama brala w nim udzial! Swietna sprawa, nie wyobrazalam sobie, ze ten konkurs dostarczy takiej dawki emocji, adrenaliny i w najlepszy z mozliwych sposobow zmobilizuje do aktywnego zwiedzania Warszawy.
OdpowiedzUsuńWielkie brawa dla Ciebie Klaudia za odwage, wytrwalosc i przede wszystkim kreatywnosc. no i dla Twojego dzielnego giermka, a raczej rycerza ,ktory tak dzielnie trwal u twego boku.
Nakarm go porzadnie bo po takim wysilku pewnie wyglodzony :)
a ten pan, ktory swiat ocalil pewnie chcial cie po prostu naklonic do zrobienia mu portretu na tle jakiegos drzewa-zapewne debu ;)
czytalam z ogromna przyjemnoscia :)
Dziękuję Ewuś :D <3
Usuń